Ja od rana przy szykowaniu obiadu, oglądałam o wyginięciu dinozaurów, teraz już nie meteoryt, jako teoria, tylko: pękła ziemia na Syberii i lawa wylała się niszcząc niewyobrażalny obszar (w sumie na całą Syberię) dużo gazów krążyło w powietrzu, spadały kwaśne deszcze, ociepliło to klimat o kilka stopni. Po pewnym czasie zaczęły się w ogrzewać morza, przestały w nich płynąć prądy morskie - no, i poooszło - ogrzały się jeszcze bardziej - wiadomo stojąca woda - roztopił się wodny metan, który leżał zamrożony na dnie oceanów. Metan to trucizna, zabiło wszystkie stworzenia w oceanach. Na powierzchni też susza straszna (przetrwały np. malutkie ssaki chowające się w tunelach. Zginęło 95% całego życia na planecie.
Wodny zamrożony metan leży na dnie oceanów, gazy wyrzucamy w atmosferę ziemską w niewiarygodnych ilościach, planeta się ociepla, jesteśmy na skraju, jeszcze kilka stopni więcej, a przestaną płynąć prądy morskie...
Pisać to będę jutro, bo dzisiaj ide w końcu spać